<<
poprzednia strona: 1, 2,
3, 4
Rodzina Murphy była znana z tego, że "prała
własne brudy w swoim domu" i niewiele spraw wychodziło na
zewnątrz ich farmy. Pewne tematy były "tabu", np. rodzina
udawała, że nic nie wie o dziewięcioletnim związku Polly z Ryanem,
choć całe miasteczko wiedziało. Sprawa przeniesienia się w okolice
Gatton, jak się okazało w kilkadziesiąt lat później, spowodowana
była eksterminacją plemienia Aborygenów przy pomocy zatrutej mąki
i rodzinie prawdopodobnie zrobiło się w tamtych stronach za gorąco.
O Michaelu i jego seksualnych wyczynach ludzie w purytańskim wówczas
środowisku mówili szeptem i z zażenowaniem. Czy podwójna śmierć
przy porodzie nie mogła zainspirować jej rodziny do aktu zemsty?
Co miało znaczyć symboliczne dwukrotne podpalenie pastwiska i
spowodowanie panicznej ucieczki koni? Zarżnięcie ogiera, obdarcie
go ze skóry i pozbawienie organów płciowych, było jeszcze bardziej
wymowne, bowiem Michaela od dawna nazywano "ogierem".
Jasne było, że to ostrzeżenie: Uważaj, bo ci utniemy, obedrzemy
ze skóry i zarżniemy. A może to nie było ostrzeżenie, lecz zapowiedź
tego, co ma się naprawdę wydarzyć?
Na taki obrót wypadków wskazuje fakt, że jak stwierdzono bez cienia
wątpliwości, ślady bryczki i końskich kopyt wyglądały tak, jakby
bryczka skręciła z drogi na farmę bez zatrzymywania się nawet
na moment. A zatem człowiek czekający przy wjeździe na farmę,
którego widziało parę osób, musiał wskoczyć do bryczki podczas
jazdy za przyzwoleniem jej pasażerek i woźnicy. Jeśli ten człowiek
tam jeszcze był, bo świadkowie widzieli go w tamtym miejscu w
czasie, gdy rodzeństwo jechało do Gatton na zabawę, ale nikt go
już nie widział, gdy bryczka wracała z Gatton 45 minut później.
Jedna z kobiet zeznała, że mężczyzna był tam w momencie, gdy Michael
z siostrami jechał w kierunku Gatton przed 9 wieczorem i długo
patrzył za bryczką nie zwracając uwagi na mijające go pojazdy.
To jednak o niczym nie świadczy, bo mężczyzna przy wjeździe mógł
się ukryć, gdy zobaczył ile pojazdów i jeźdźców konnych wraca
do Gatton tą drogą.
Brak ludzkich śladów wśród śladów kół i kopyt końskich wskazuje
na to, że morderca został zaproszony do bryczki i pojechał wraz
ze swoimi ofiarami. Wskoczenie do niej w ruchu może świadczyć,
że spotkanie było umówione i nie było żadnej rozmowy. Następnie
koń wraz z bryczką przedarł się po ciemku przez gęste krzaki i
drzewa, aby w końcu dojechać na polanę. Bryczka kluczyła przez
cały czas po lesie, raz wjeżdżając na pobliskie zbocze, to znów
z niego zjeżdżając. Oczywiście żadnej drogi nie było. Ludzie w
tamtych czasach żyli w symbiozie z buszem i dla nich ślady pozostawione
na ziemi, krzakach i ściółce leśnej były otwartą księgą, z której
wiele można było wyczytać. Wszystkich, którzy je widzieli zaskoczyło
przede wszystkim to, że Michael, doświadczony woźnica i jeździec
poprowadził konia przez taki gąszcz po ciemku nie dbając o to,
że krzaki i gałęzie drzew mogą zranić konia oraz wszystkich pasażerów.
Dwa wystrzały z rewolweru słyszane przez dwie osoby - farmerkę
mieszkającą w pewnej odległości od drogi vis a vis wjazdu na farmę
Morana oraz służącą Clarka - padły tuż po sobie. Ponieważ koń
został zastrzelony dopiero na polanie, strzał w głowę Michaela
musiał nastąpić tuż po zastrzeleniu konia. W tym samym czasie
słyszano krzyki kobiece: Ojcze, ojcze. A może ktoś czekał na polanie?
Czy to nie był ktoś, kto przyjechał na kucyku skrajem lasu? Ślad
kucyka urwał się niedaleko polany, bo po pierwsze w tamtym miejscu
ziemia była goła i spieczona słońcem, po drugie zaś do czasu znalezienia
śladów przez Aborygenów, teren był totalnie zadeptany. Na miejscu
zabójstwa nie było żadnych innych śladów oprócz tych pozostawionych
przez bryczkę i konia. Nie było nawet śladów stóp dziewcząt i
Michaela! Powrotnych śladów kucyka nie znaleziono, nie było ich
również dalej i nie wiadomo, którędy wyjechał z farmy.
Choć tak właśnie brzmiała wersja oficjalna, w niektórych protokółach
pojawiają się wzmianki o znalezieniu paru pojedynczych śladów
małych spiczastych butów bez obcasa, które wyglądały na damskie
pozostawione przez kobietę niosącą jakiś duży ciężar. Wskazywały
na to zagłębienia w ziemi w części nosowej buta głębsze niż reszta
śladu stopy. Co jednak najdziwniejsze, w tym protokóle nie ma
ani słowa czy te ślady odpowiadały butom, które miała na sobie
Ellen, za to w innym protokóle jest informacja, że Nora miała
buty na wysokim obcasie. Wspomniane ślady prowadziły od bryczki
do miejsca, gdzie leżała Nora. Nie ma także informacji czy ślady
tych butów zostały porównane z obuwiem Nory. Brak śladów obcasów
może potwierdzać jedynie stwierdzony fakt, że ta osoba szła coś
dźwigając i kładąc większy nacisk na przednią stronę buta. Jeśli
to była Nora, to co dźwigała na miejsce gwałtu? W bryczce nie
było niczego poza dywanikiem, na którym znaleziono zwłoki Nory.
Nigdzie w buszu nie znaleziono bata, który na pewno był w bryczce.
Jak widzimy wiele wskazuje na to, że morderca miał wspólnika.
Odpada więc teoria wysnuta w czasie śledztwa, że jakiś "obcy"
zobaczył bryczkę z dziewczętami i w jakiś sposób skłonił Michaela
do natychmiastowego skrętu w lewo, bez zatrzymywania. Gdyby to
był faktycznie "obcy", Michael niewątpliwie zatrzymałby
bryczkę i wywiązałaby się rozmowa, a może nawet bijatyka i to
można by było łatwo odczytać ze śladów dziewięć godzin później.
Nawet gdyby mężczyzna sterroryzował pasażerów rewolwerem, wydaje
się, że Michael nie pominąłby żadnej okazji, żeby go obezwładnić,
zaś dziewczyny mogły próbować ucieczki - było przecież ciemno.
Potulne zachowanie Michaela wygląda, jakby osobnik był jego dobrym
znajomym lub jakby był z nim w zmowie, albo - co jeszcze bardziej
prawdopodobne - był od niego w jakiś sposób uzależniony. Jeżeli
tak, to osobnik widziany wcześniej przy wjeździe na farmę, mógł
opuścić swoje stanowisko i czekać na polanie. Być może to on przyjechał
wczesnym wieczorem na kucyku, przywiązał go tam, gdzie się ślad
urywał, a następnie udał się do wjazdu, gdzie go później widziano?
Tej koncepcji przeczy ślad kucyka, który po prostu urwał się w
pewnym miejscu, ale nie widać było śladów dreptania w miejscu,
co niewątpliwie byłoby widoczne, gdyby kucyk był przywiązany kilka
godzin. Z drugiej strony, jeśli mężczyzna był potężny, o czym
świadczyła siła uderzeń, nie mógł raczej jechać na kucyku, bo
kucyk jest miniaturką konia.
We wspólnictwo Michaela trudno uwierzyć, ale nie jest ono nieprawdopodobne.
Pamiętajmy, że lekarz znalazł spermę na jego koszuli i że jego
spodnie były rozpięte. Być może więc ten, kto podpalił pastwisko
i okaleczył ogiera umówił się z Michaelem, że w ramach rewanżu
za uwiedzenie siostry, pozwoli mu się "pobawić" ze swoimi
siostrami? Michael mógł być pod presją, bo zarżnięcie ogiera było
bardzo czytelnym ostrzeżeniem i zapowiedzią zemsty. Być może chodziło
tu tylko o Norę, którą Michael obiecał "koledze", zaś
on sam zabawiał się z Ellen. Zwróćmy uwagę na fakt, że obie miały
stosunek, ale tylko Nora się opierała. Wprawdzie von Lossberg
uważał, że również Ellen została zgwałcona, ale mógł być pod wrażeniem
oględzin Nory oraz zasugerował się obecnością spermy i nielicznych
zadrapań na udach i kroczu. Jego opinii nie potwierdził inspektor
Galbraight, który był policjantem od czterdziestu lat. Według
niego stosunek wyglądał na gwałtowny (czy raczej namiętny), ale
nie na gwałt.
Nie ma niczego nadzwyczajnego w tej teorii, ponieważ do dzisiaj
na wielu odległych farmach panuje kazirodztwo uważane za coś tak
samo normalnego jak stosunki z osobami spoza rodziny. Siostra
idzie chętnie do łóżka z bratem lub ojcem, matka z synem, zięciem
lub szwagrem. Jest to zjawisko zwane w Australii "in-breeding",
czyli seks w najbliższej rodzinie. Jeżeli to zjawisko występuje
do dzisiaj, nie trudno sobie wyobrazić co działo się 100 i więcej
lat temu, gdy kobiet było mało.
Być może Nora była przeciwna stosunkowi i postawiona przed faktem
walczyła, i jej partner użył siły krępując ją brutalnie i dokonując
gwałtu, na co Michael zareagował i został postrzelony. Łuska znaleziona
obok bryczki świadczy, że koń został najpierw postrzelony, bo
być może Michael chciał uciekać z polany? Koń zapewne kwiczał
i dlatego morderca poderżnął mu gardło. Po postrzale Michael prawdopodobnie
żył, bo napastnik próbował mu skrępować ręce rzemieniem wziętym
z uprzęży. Wtedy powstał odcisk tkaniny, gdy łokciem (lub kolanem)
przycisnął rękę Michaela. Jednakże pasek leżał luźno pomiędzy
rękami Michaela wykręconymi do tyłu, zaś w jednej jego dłoni znaleziono
pustą portmonetkę. Może w tej portmonetce był nekrolog? Być może
napastnik zaniechał krępowania, bo Michael w tym czasie stracił
przytomność? Następne scenario jest już bardzo proste. Wydarzenia
nie poszły zgodnie z planem, Michael był ranny, a dziewczyny przytomne.
Wszyscy troje znali napastnika i jeśli nie zostaną usunięci, będą
zeznawać przeciw niemu. Obie dziewczyny otrzymują potężne ciosy
ciężkim polanem w głowę i ten sam los spotyka jeszcze żyjącego
Michaela.
Jak to się stało, że nekrolog sprzed dwóch lat zginął z pudełka
w sypialni Nory, a następnie znalazł się na polanie wsunięty w
pasek wzięty z uprzęży? Jeżeli zrobił to morderca, to niewątpliwie
musiał być bardzo wyrafinowanym człowiekiem - zostawił przecież
dowód rzeczowy wskazujący prosto na niego. Było to wyzwanie rzucone
całej społeczności Gatton i policji, która je wszakże totalnie
zignorowała. Powstały jedynie wątłe teorie, że Ellen musiała mieć
kartkę w kieszeni, która wypadła, gdy morderca wyciągnął jej chustkę,
aby ją skrępować. Jak w takim razie ten kawałek papieru znalazł
się w pasku odciętym od uprzęży i po co?
Wizja lokalna wykazała, że Nora leżała na brzuchu, jej nogi były
złożone razem, a sukienka obciągnięta prawie do samego dołu. Leżała
na równo rozłożonym dywaniku z bryczki. Jej pozycja nie wskazywała
na jakąkolwiek walkę lub gwałt - tylko głowa była zmiażdżona.
Dopiero badanie lekarskie ujawniło ślady spermy na jej bieliźnie,
oraz zadrapania i siniaki na udach i piersiach; również narząd
płciowy i otwór odbytnicy wskazywały na brutalny gwałt. Jak to
się zatem stało, że dywanik leżał prosto bez żadnych fałd i zagnieceń?
Czy gwałt odbył się w innym miejscu nieopodal, a następnie Nora
została przeniesiona na równo rozłożony dywanik? Dlaczego i po
co? Napastnik miał jak się zdaje dużo czasu i nie spieszył się.
Badanie lekarskie odkryło, że Nora mogła być uduszona w trakcie
gwałtu. Jej ręce były wykręcone do tyłu i skrępowane jej własną
chustką do nosa, jak w przypadku Ellen, ale na szyi miała zaciśnięty
rzemień z końskiej uprzęży. Wynika z tego, że podczas walki z
Norą napastnik najpierw skrępował jej ręce chustką, a gdy to nie
pomogło zaczął ją dusić rzemieniem.
Skrępowane ręce Ellen jej własną chustką może być dowodem na to,
że po zgwałceniu Nory i postrzeleniu Michaela, napastnik związał
Ellen i zgwałcił ją także. Brak śladów gwałtu może świadczyć,
że Ellen nie broniła się sparaliżowana strachem po tym, co się
w międzyczasie stało. Mogła być równie dobrze nieprzytomna.
Policję zdziwił fakt, że stopy wszystkich trzech zwłok zwrócone
były dokładnie na zachód. Czyżby to był następny znak od mordercy?
A może morderca chciał w ten sposób rzucić podejrzenie na kogoś
innego?
Tego rodzaju pytań jest o wiele więcej. Jakby jednak nie było,
policja nie popisała się idąc za fałszywymi śladami, choć rozwiązanie
mogło być wtedy kwestią przesłuchania kilku "ogólnie szanowanych"
obywateli Gatton oraz bardziej wnikliwe przyjrzenie się dowodom
rzeczowym, które były w zasięgu ręki. Wydaje mi się, że miasteczko
wiedziało kiedyś, tak samo jak wie dzisiaj, lecz usta tych co
wiedzą są zasznurowane. Do dziś żyją potomkowie rodzin, które
były świadkami tamtych wydarzeń - te same nazwiska, podobieństwa.
Choć czeka sowita nagroda, w Gatton nadal panuje zmowa milczenia.
Dlaczego? Na to pytanie odpowiedział Richard Price, miejscowy
historyk, który od 30 lat fascynuje się i bada tamte wydarzenia.
On wie kto zabił i dlaczego, ale - jak powiedział na spotkaniu
w 100 rocznicę morderstwa - chce jeszcze trochę pożyć. Pewnego
dnia w supermarkecie wtłoczono go pomiędzy regały i zapowiedziano,
żeby "trzymał mordę na kłódkę, bo będzie z nim niedobrze".
Price znalazł wiele dodatkowych faktów, które zostały niezauważone
lub zlekceważone przez policję. Wyjaśnił np. sprawę wypuszczenia
Tomasza, odkrywając jego miejsce urodzenia i stałego zamieszkania,
które pokrywało się z pochodzeniem inspektora. Tomasz otrzymał
dobrą radę, żeby zniknąć. Price poszedł za śladem nekrologu i
odkrył kilka ważnych poszlak. Jak twierdzi znalazł wystarczająco
dużo przesłanek, poszlak i dowodów, aby wskazać od dawna nieżyjącego
mordercę. Powiedział tylko tyle, że moderca miał wspólnika oraz
że wydarzenia przybrały w pewnym momencie nieplanowany obrót.
Zwróćmy uwagę, że Price nie powiedział, że było "dwóch morderców",
lecz że "morderca miał wspólnika".
Price dotarł m.in. do ostatniego żyjącego członka rodziny Murphy,
który urodził się 10 lat po morderstwie. Człowiek ten powiedział,
że wie kto zabił i dlaczego, ale "jest to sprawa tak
wstydliwa dla rodziny, że nie będzie o tym mówił i zamierza zabrać
tajemnicę ze sobą do grobu", co też się wkrótce stało.
A zatem podejrzenia policji, że "rodzina coś ukrywa i nie
mówi wszystkiego" były uzasadnione - szkoda tylko, że znowu
nie zbadano tego śladu. W tym kontekście teoria o uczestnictwie
Michaela w planie zabójcy nabiera całkiem realnych kolorów. Miało
być niewinnie i fajnie, a skończyło się furią "kolegi"
i brutalnym morderstwem.
W jednym z protokółów zeznań jest wzmianka o tym, co powiedzieli
aborygeńscy tropiciele, gdy po raz pierwszy zobaczyli miejsce
zbrodni: "Tu odbyła się orgia, a następnie doszło
do morderstwa". Poza rozpiętymi spodniami Michaela
nie było żadnych nieprawidłowości w jego ubraniu, co świadczy,
że zanim został postrzelony, nie było żadnej walki pomiędzy nim,
a napastnikiem, czyli można przypuszczać, że w pewnym momencie
chciał uciekać z polany zostawiając siostry. Dlaczego nie próbował
uciekać pieszo? Przecież o wiele łatwiejsze było zniknięcie w
buszu wśród panujących ciemności. Na te pytania nie ma i już nie
będzie odpowiedzi.
Spróbujmy na koniec dokonać fikcyjnej rekonstrukcji wydarzeń
w oparciu o poznane fakty.
- rodzeństwo jedzie na zabawę, na ktorej mają spotkać "kolegę"
(czyli późniejszego zabójcę);
- miejsce zostało wcześniej wybrane; w tamtych czasach był
to obszar ca 50 - 60 ha, którego połowę od strony drogi stanowiło
pastwisko, a na drugiej połowie był las; na farmie nie było
domu i zabudowań, bo właściciel mieszkał gdzie indziej;
- "kolega" być może wie, że zabawa jest odwołana,
bo był w Gatton wcześniej;
wychodzi więc na spotkanie na drogę do Tent Hill przed 9 wieczorem,
ale nie zaczepia Michaela; w tym czasie widzi go parę osób,
na drodze jest duży ruch, czyli sytuacja jest niesprzyjająca;
- jest już zupełnie ciemno - w Gatton, ze względu na bliskość
zwrotnika Koziorożca zmrok w lecie zapada natychmiast po zajściu
słońca za horyzont; jedynym światłem jest światło księżyca;
- rodzeństwo wraca o ca 9.30 - 9.45; po drodze bliżej Gatton
spotyka kilka osób, z którymi wymienia pozdrowienia; osoby te
nie widziały człowieka przy wjeździe, gdy przejeżdżały obok
farmy;
- w momencie gdy bryczka dojeżdża do farmy nikogo więcej nie
ma na drodze, "kolega" wychodzi z cienia i wsiada
do bryczki;
- jest noc i obaj mężczyźni słabo orientują się w terenie;
wiedzą, że w lesie jest polana, ale po ciemku nie mogą do niej
trafić; bryczka kluczy na zasadzie "skręć w lewo, nie,
skręć w prawo";
- docierają do polany i wysiadają z bryczki;
- "kolega" odchodzi z Norą na skraj lasu po drugiej
stronie polany;
- Michael dobiera się do Ellen;
- Nora zaczyna się bronić i protestować; "kolega"
wiąże jej ręce z tyłu jej własną chustką do nosa, a następnie
ją gwałci;
- Michael reaguje na szarpaninę, mówi do kolegi:"dosyć,
to nie tak miało być", po czym idzie do bryczki;
- "kolega" zostawia Norę, podbiega do bryczki, a następnie
strzela do konia i do Michaela; Michael musiał być postrzelony
przy bryczce, bo oba strzały nastąpiły tuż po sobie i oddane
zostały z bliskiej odległości; nie wiadomo jak długo Michael
leżał przy bryczce - nie zwrócono uwagi na ewentualne ślady
krwi, bo w tamtych czasach nie potrafiono odróżnić krwi zwierzęcej
od ludzkiej:
- Nora krzyczy "ojcze, ojcze", więc wraca do niej
i żeby ją uciszyć zaciska jej rzemień na gardle;
- koń kwiczy, więc "kolega" znowu idzie do bryczki
i podrzyna mu gardło;
- wraca do Nory;"
- w tym czasie okazuje się, że Michael żyje, więc "kolega"
zaczyna mu krępować ręce paskiem z uprzęży, ale porzuca ten
zamiar, bo Michael traci przytomność; w dłoni Michaela jest
pusta portmonetka;
- " kolega" znajduje polano i pozbywa się świadków
- jeszcze żyjącego Michaela i obu sióstr; następnie układa Michaela
obok Ellen (prawdopodobnie, aby zwrócić uwagę na kazirodczy
stosunek), po czym wyjmuje dywanik z bryczki, rozpościera go
pod drzewem i układa na nim nieżywą Norę układając równo jej
nogi i obciągając sukienkę;
- kiedy pojawił się na scenie nekrolog oczywiście nie wiadomo
- być może Ellen go wyjęła i dała "koledze" tuż po
przybyciu na polanę, albo "kolega" sam sobie go wyjął
z jej kieszeni po jej zabiciu, być może również był on w potmonetce,
którą trzymał Michael;
- "kolega" wsuwa nekrolog w sprzączkę jednego z pasków
uprzęży i albo celowo go rzuca na ziemię, albo go gubi;
- wyrzuca polano i okrężną drogą przez las wychodzi z farmy
i udaje się do Gatton lub gdzie indziej; być może robi sobie
alibi w którymś z pubów, które były otwarte w czasie świąt do
północy; ta ostatnia możliwość jest mało prawdopodobna, bo w
czasie zarzynania konia i rozwalania głów ciężkim polanem niewątpliwie
miał liczne ślady krwi na sobie.
Scenariusz jest bardzo prawdopodobny i koreluje
z twierdzeniem Price, że morderca miał wspólnika i że wydarzenia
w pewnym momencie zaczęły się toczyć niezgodnie z planem. Znaczy,
że był jakiś plan i przynajmniej Michael o nim wiedział, zaakceptował,
a może nawet uczestniczył w jego powstaniu. Być może obie dziewczyny
o nim wiedziały. Jeżeli "wydarzenia zaczęły się w pewnym
momencie toczyć niezgodnie z planem" oznacza to, że albo
morderstwo w ogóle nie było planowane, albo o tej części planu
wiedział tylko morderca. Przedstawiony scenariusz zgadza się również
ze zdaniem ostatniego z rodziny Murphy, że "tajemnica jest
wstydliwa dla rodziny". Cóż może być bardziej wstydliwego
niż kazirodcze stosunki i zaplanowana orgia, która następnie przeobraziła
się w gwałt i morderstwo? I to w dodatku w rodzinie katolickiej
wierzącej i praktykującej, ogólnie szanowanej i bardzo porządnej
na pozór? Zgadza się też z podejrzeniami i zarzutami policji,
że rodzina "coś ukrywa i nie o wszystkim mówi" w śledztwie.
Zarówno policję, jak i mieszkańców Gatton zdziwiła bardzo postawa
matki rodzeństwa, Mary Murphy. Gdy ją przywieziono na miejsce
zbrodni, była bardzo spokojna, a gdy rzuciła okiem na swoje dzieci
powiedziała, że "przynajmniej ich dusze nadal żyją w niebie
i spotka się z nimi wkrótce", a następnie poszła w busz,
gdzie modliła się "o przebaczenie dla sprawców, którzy zniszczyli
jej szczęście rodzinne". Zwróćmy uwagę na liczbę mnogą.
Ojciec również zachował się spokojnie. Dopiero w kilka miesięcy
później, gdy zeznawał przed komisją rządową w Brisbane, która
go zganiła za używanie wymijających zwrotów: "wydaje mi się"
i "wierzę, że tak było (lub nie było)" oraz o ukrywanie
czegoś, zdenerwował się i zarzucił policji szukanie nie tam gdzie
trzeba, opieszałość i niekompetencję. Po czym załamał się, rozpłakał
i zemdlał.
Pozytywne odczucia mieszkańców Gatton w stosunku do rodziny Murphy
spowodowane były głównie ich regularną obecnością w kościele.
Jeden z reporterów odnotował, że Mary westchnęła nad ciałami dzieci:
"Dobrze, że chociaż były na nabożeństwie w ostatnią niedzielę".
Innym pozytywnym czynnikiem było, że ciężko pracowali, byli uczciwi
i nie mieszali się do nie swoich interesów. Moralność zatem chadza
różnymi i na ogół krętymi ścieżkami, bo jednocześnie ludzie wiedzieli,
że rodzina brała czynny udział w pacyfikacji aborygeńskiego plemienia
(to akurat w tamtych czasach nie było zbyt wielkim grzechem -
sic!), że Michael był "ogierem, który nie przepuścił żadnej
dziewczynie" oraz o dziewięcioletnim romansie Polly z Tomem
Ryanem. Czy wiedzieli o kazirodczych aferach? Być może nie, a
być może się domyślali, bo to zjawisko było w tamtych czasach
tak samo częste jak jest teraz, jednakże 100 lat temu w wiktoriańskiej
Australii był to temat "tabu", szczególnie dlatego,
że wielu ludzi nie było bez winy.
W trakcie szczegółowych oględzin miejsca zbrodni sierżant Arrel,
William i inni doświadczeni mężczyźni zgodnie stwierdzili, że
nie było żadnych śladów walki. Opór Nory stwierdzono później,
w czasie oględzin lekarskich, ale nawet tam, gdzie leżała oraz
w innych miejscach, nie znaleziono niczego, co by potwierdzało
jakąś awanturę lub walkę. Ściółka leśna, czyli suche liście, trawa
i ziemia były w takim stanie, jakby nikt po nich nie chodził.
Inna sprawa, że od dawna nie padał deszcz, ostatnie dni były upalne
(45oC), gleba gliniasta, zeschnięta, ściółka składała się zeschniętej
trawy oraz liści i płatów kory drzew eukaliptusowych, czyli była
sprężysta. Jednakże gdyby doszło do walki i szarpaniny, pierwsze
oględziny miejsca ujawniłyby jej oznaki. Jedyne widoczne ślady,
to ślady kopyt konia, kół bryczki i tajemnicze ślady damskich
butów. Oczywiście aborygeńscy tropiciele nie byli w stanie tego
później potwierdzić ze względu na olbrzymią ilość śladów pozostawionych
przez ciekawych mieszkańców Gatton. Skąd się jednak wzięła u nich
zgodna koncepcja, że na polanie najpierw odbyła się orgia, a następnie
doszło do potrójnego morderstwa? No, ale Aborygeni znani są ze
swojego "szóstego zmysłu", tzn. jak gdyby "w powietrzu"
widzą i czują rzeczy, których nie zauważają biali. I to nie jest
bajka - być może scena utrwaliła się w "równoległym uniwersum",
do którego Aborygeni mają dostęp?
Jak wspomniano akta sprawy definitywnie zamknięto dopiero w latach
60-tych ub. stulecia, gdy jasnym się stało, że zabójca, który
w czasie wydarzeń w drugi dzień świąt 1898 roku mógł mieć nie
mniej niż 20 - 25 lat, prawdopodobnie już nie żyje. Zmowa milczenia
obowiązująca do dzisiaj dobitnie świadczy, że mordercą nie mógł
być ktoś "obcy" jak mniemano w pierwszych tygodniach
śledztwa. Był nim mieszkaniec Gatton pochodzący z szanowanej rodziny
będącej poza podejrzeniami, której potomkowie nadal żyją w tym
miasteczku lub w jego okolicach. Świadczą o tym słowa miejscowego
historyka, Richarda Price, którego wielokrotnie
ostrzegano, aby przestał się grzebać w tej sprawie (telefony i
anonimy), aby go wreszcie osobiście ostrzec w supermarkecie.
Oczywiście morderca już dawno nie żyje. Nie ma kogo oskarżać,
osądzać i wsadzać do więzienia. Lecz ujawnienie nazwiska sprawcy
na pewno rzuciłoby poważny cień na reputację jego rodziny, która
do dziś jest szanowana i być może zajmuje kluczowe pozycje w społeczności,
jak np. rodzina Kingów, której potomkowie prowadzą różne biznesy
w Gatton. Wydaje mi się więc, że sprawa choć w samej rzeczy ogromnie
fascynująca, powinna się raz na zawsze zakończyć, ponieważ potomkowie
nie mogą cierpieć za grzechy swoich przodków. Każdy z nas jest
osobną indywidualnością, odpowiada tylko za siebie - za swoje
myśli, uczucia, emocje i czyny. Morderca z Gatton i jego wspólnik
są już od dawna poza zasięgiem sprawiedliwości ludzkiej, zaś sprawiedliwość
boska na pewno już została dawno temu wymierzona. Jednakże, jak
mi się zdaje na podstawie własnych obserwacji, w Gatton jeszcze
przez parę pokoleń sprawa morderstwa nie wygaśnie i nie pójdzie
w zapomnienie. Świadomość tego, że "to był ktoś z nas"
nie pozwoli zapomnieć - jest bolesną zadrą i piętnem dla całej
społeczności miasteczka.
Zapraszam do odwiedzenia serwisu www.za-prog.com.au.
Australia, styczeń 2009.
P.S. Wbrew temu co pisała rozhisteryzowana prasa, Tomasz Day
nigdzie nie zniknął. 10 stycznia 1899 roku inspektor kupił mu
bilet kolejowy do Toowoomby i poprosił, aby zgłosił się do tamtejszego
posterunku policji w celu przyjrzenia się Burgessowi, który tam
siedział w areszcie podejrzny o kradzież siodła. Tomasz polecenie
wykonał, następnie kupił bilet do Brisbane (via Gatton) i na stacji
w Gatton złożył swoje oświadczenie inspektorowi. Burgessa nie
znał i nie widział go w Gatton i okolicach w okresie świątecznym.
Następnie pojechał do Brisbane i po kilku dniach zawiadomił inspektora,
że zaciągnął się do jednostki artylerii stacjonującej wtedy naprzeciw
Komendy Głównej policji. Jednakże nie wytrzymał okresu rekruckiego
i po kilku miesiącach, wraz z grupą kolegów, zdezerterował. Gdyby
policja go potrzebowała w tamtym okresie, wystarczyło przejść
przez ulicę, aby z nim rozmawiać.
Po tym czasie oficjalnie ślad się urwał ze zrozumiałych względów
- za dezercję groziła kara więzienia. Jednakże Richard Price odkrył
jego ślad w Perth, a następnie znalazł nazwisko "Tomasz Day
z Australii" na liście zabitych podczas wojny Burów z Anglikami
w Południowej Afryce.
Inspektor był przesłuchiwany przez komisję rządową "na okoliczność"
wypuszczenia Tomasza. Powiedział wtedy tylko, że zgodnie ze swoim
wieloletnim doświadczeniem nie widział w nim winnego i nie wyobrażał
sobie jaki mógłby być motyw zbrodni. W protokóle zanotowano, że
"bierze tę sprawę na swoje sumienie", zaś wypuścił Tomasza,
aby uniknąć linczu, który był bardzo prawdopodobny pod wpływem
histerii i psychozy mieszkańców Gatton. Na zadane dodatkowe pytania
odrzekł, że ma uzasadnienie swojej decyzji, jednak nie chce o
nim otwarcie mówić w tej chwili. Na to przewodniczący komisji
zwrócił się do protokólanta: Proszę nie protokółować i dalszej
części przesłuchania nie znamy.
W kilkadziesiąt lat po wydarzeniu na moment wznowiono śledztwo,
bo w rzeczach pozostałych po zmarłym mężczyźnie o nazwisku, które
nikomu się z nikim nie kojarzyło, zamieszkałym (jak się zdaje
w Adelajdzie), znaleziono niewysłany list adresowany do policji,
w którym przyznaje się do popełnienia morderstwa w Gatton. Jako
dowód swojej winy podał sporo szczegółów, o których wiedziała
tylko policja. Jednakże po bliższym przeanalizowaniu listu oraz
przebiegu śledztwa, policja nie została przekonana co do jego
winy. Co ciekawe, mężczyzna skupia się na nekrologu, czyli na
dowodzie rzeczowym zignorowanym w śledztwie. Jeżeli mordercą był
faktycznie ten człowiek, to mógł być mieszkańcem Gatton w tamtym
okresie, a następnie mógł wyjechać do innego stanu i zamieszkać
tam pod innym nazwiskiem. Zmiana nazwiska mogła być m.in. spowodowana
chęcią ukrycia swojej tożsamości, aby nie obciążać rodziny w Gatton.
Taka koncepcja może również wyjaśniać szaleństwo i samobójstwo
księdza miejscowej parafii katolickiej. Być może to właśnie ksiądz
poradził mu po spowiedzi, żeby zniknął z miasteczka raz na zawsze,
a następnie po latach przyznał się do winy.
<< poprzednia strona:
1, 2,
3, 4
Skomentuj artykuł na forum
|
|