<<
poprzednia strona: 1, 2,
3, 4
następna>>
W drugi dzień świąt Bożego Narodzenia 1898 roku
troje rodzeństwa: Michael (28), Nora (27) i Ellen (18)
wybrało się do Gatton na zabawę, która miała się zacząć
ok. 9 wieczorem. Jednak gdy przyjechali na miejsce, okazało się,
że zabawa została odwołana z powodu braku chętnych, co ich raczej
nie zdziwiło, bo upał był wyjątkowy, zaś 20 km na południowy wschód
od Gatton, w wiosce Mt. Sylvia, były tego dnia wyścigi konne i
jarmark. Większość mieszkańców Gatton oraz okolicznych farm i
wiosek wolała spędzić cały dzień w Mt. Sylvia. Michael zawrócił
konia i rodzeństwo pojechało z powrotem na farmę w Tent Hill ok.
9 km od Gatton, gdzie mieszkali z rodzicami.

Rodzina Murphy - zdjecie zrobione najparwdopodobniej
przez Michaela. Daniel i Mary siedzą, stoją ich dzieci: John,
Jeremy, Patrick, William, Polly, Norah, Ellen i Catherine, na zdjeciu
brak Michaela (był wtedy w wojsku w Perth)
Po wyjeździe z Gatton ok. 9.30 widziani byli przez kilkanaście
osób wracających z Mt. Sylvia tą samą drogą. Z kilkoma osobami
wymienili pozdrowienia i życzenia wesołych świąt.
Gdy rodzeństwo nie wróciło do godziny 8 rano 27 grudnia, ich matka
zaczęła się niepokoić, w związku z czym jej zięć osiodłał konia
i pojechał do Gatton. Obecnie jest tam asfaltowa szosa, lecz wtedy
droga była piaszczysto-szutrowa, na której dobrze było widać ślady.
William zauważył w pewnym momencie ślady dwukołowej bryczki wiodące
w przeciwnym kierunku, czyli z Gatton do Tent Hill, skręcające
w las ok. 2 km od Gatton. Rozpoznał te ślady, bo dwukółka należała
do niego i od jakiegoś czasu jedno z kół chwiało się podczas jazdy
na lewo i prawo. William nie znał zbyt dobrze okolicy, bo mieszkał
niedaleko Toowoomby (32 km na zachód od Gatton), pomyślał więc,
że rodzeństwo zboczyło z drogi zaproszone przez kogoś kto tam
mieszkał. Zamiast jechać za śladem przez coraz bardziej gęstniejący
las, pojechał pastwiskiem w poszukiwaniu domu, ale żadnego domu
tam nie było, bo właściciel gruntu mieszkał gdzie indziej. William
wrócił więc do śladów bryczki, zsiadł z konia i prowadząc go za
uzdę pilnie badał ślady. Z jego zeznań wynikało, że obok śladów
kół i kopyt konia nie było żadnych śladów pozostawionych przez
ludzi. Do takiej samej konkluzji doszedł w niecałą godzinę później
miejscowy policjant.
W ten sposób przebył ok. 500 m. i nagle na polanie zobaczył coś,
co wyglądało jak sterta ubrania, a zaraz potem ujrzał swoją bryczkę
i leżącego obok niej konia. Pod jednym z drzew leżał Michael,
a obok niego Ellen, zaś kilkanaście metrów dalej Nora. Żadne z
nich nie żyło - wszyscy troje mieli roztrzaskane głowy, zaś koń
miał ranę postrzałową za uchem i poderżnięte gardło. William był
doświadczonym człowiekiem, więc niczego nie ruszał, lecz popędził
do Gatton, aby dać znać policji o zdarzeniu.
Od tego momentu zaczyna się istna tragifarsa, której sceną było
Gatton i okolice, zaś aktorami wszyscy mieszkańcy i naturalnie
policja z Gatton, Ipswich i Brisbane. William nie znał miasteczka
i nie wiedział, gdzie jest posterunek policji, wszedł więc do
pubu i zapytał właściciela, gdzie ma iść. Na pytanie co się stało,
krótko opowiedział co widział. To wystarczyło, żeby wieść rozniosła
się po miasteczku lotem błyskawicy. Gdy William w asyście sierżanta
policji Arrela dotarł na miejsce zbrodni, wyprzedził tuż przed
wjazdem na farmę bryczkę właściciela pubu, w którym siedział on
wraz z kilkoma innymi mężczyznami. Jednym z nich był miejscowy
Sędzia Pokoju, który starał się fachowo pomagać w poszukiwaniach
- reszta mężczyzn szwendała się tu i ówdzie po lesie. W godzinę
później pojawiła się spora gromada mieszkańców z Gatton i policjant
miał więcej roboty z utrzymaniem ich zdala od miejsca zbrodni
niż okazji do badania gruntu i zamordowanych ciał. W końcu ciała
zostały załadowane na bryczkę i zawiezione do Gatton, gdzie zostały
zamknięte w jednym z pokoi pubu.
W ciągu następnych paru godzin przez miejsce zbrodni przewinęło
się całe miasteczko i okoliczni farmerzy zacierając wszystkie
ewentualne ślady. Depesza wysłana natychmiast do Brisbane przez
sierżanta Arrela pozostała bez odpowiedzi przez następną dobę.
Arrel zadepeszował również do Ipswich (35 km na zachód od Brisbane),
do swojego bezpośredniego przełożonego, inspektora Galbraighta,
który natychmiast wysłał do Gatton lekarza, dr. von Lossberga
po południu 27 grudnia. Wieczorem tego samego dnia z Ipswich dotarł
na koniu inspektor Galbraight i po krótkiej rozmowie z von Lossbergiem
poszedł do pubu obejrzeć zwłoki. Już pobieżne ich oględziny wykazały,
że lekarz przeprowadził badanie niefachowo i nie zauważył wielu
istotnych rzeczy. Galbraight przesłuchał również sierżanta Arrela,
po czym ze stacji kolejowej zadepeszował do jednego ze swych podwładnych
w Ipswich, aby postarał się o aborygeńskich tropicieli oraz żeby
przysłał policyjne posiłki w sile kilku ludzi z okolicznych posterunków.
Dopiero po upływie półtorej doby przybył z Brisbane inspektor
Urquhart i przejął dowódctwo nad śledztwem. Jak się okazało naczelny
komisarz policji w Brisbane miał wolne w okresie świątecznym i
otworzył telegram dopiero 28 grudnia, gdy przyszedł rano do biura,
po czym od razu wysłał inspektora, który przyjechał ok. 10.30
rano do Gatton. Mamy więc następny poważny błąd - nie było komu
kierować śledztwem, jeden policjant nie mógł sobie dać rady z
tłumem (był dopiero 12 miesięcy na posterunku w Gatton), tylko
dlatego, że dyżurny, który otrzymał telegram nie odważył się go
otworzyć i przeczytać.
Von Lossberg zbadał ciała i doszedł do następujących konkluzji:
- obie kobiety zostały brutalnie zgwałcone - zadrapania i siniaki
na udach, sperma na bieliźnie; następnie zabite ciosami ciężkiego
przedmiotu w głowę (Ellen otrzymała jedno potężne uderzenie
w tył głowy, które rozbiło jej czaszkę na siedem części);
- głowa Michaela została rozwalona ciężkim przedmiotem; na
koszuli wpuszczonej w rozpięte spodnie i na członku znaleziono
ślady spermy;
- koń był postrzelony z rewolweru typu colt kaliber 380, a
następnie miał poderżnięte gardło;
Sierżant Arrel przyglądając się zwłokom na miejscu
zbrodni nie zauważył wtedy żadnych śladów wskazujących na walkę
lub opór ze strony ofiar; wyglądały jak ułożone na leśnej ściółce,
z czego Arrel wysnuł wniosek, że morderstwo mogło być popełnione
gdzie indziej, jednakże badania wnętrza bryczki i terenu tego
nie potwierdziły. Dopiero dr. Lossberg po rozebraniu zwłok stwierdził,
że dziewczyny zostały zgwałcone.
Późniejsze śledztwo wykazało, że w okolicy słyszano dwa strzały
z rewolweru, co sprawiło, że w kilkanaście dni po pogrzebie ekshumowano
ciało Michaela i w czasie ponownego badania znaleziono w jego
czaszce nabój o tym samym kalibrze. Dr. von Lossberg przeoczył
ranę na głowie myśląc, że pochodzi od sęka kłody drewna. Wydaje
się więc, że Michael po postrzale musiał jeszcze żyć, skoro otrzymał
potężny cios w głowę.
Galbraight po obejrzeniu zwłok doszedł do wniosku, że tylko jedna
z kobiet, Nora, broniła się przed i w czasie stosunku. Znalazł
również odciski grubej tkaniny na udzie Nory i na nadgarstku Michaela.
Wyglądały jakby ktoś ubrany w samodziałową marynarkę oparł się
siłnie łokciem. Ten sam ślad, jednak tym razem krwawy Galbraight
znalazł na bieliźnie Nory.
Jeden z przybyłych w międzyczasie policjantów poszedł do miejscowego
krawca, aby przyjrzeć się posiadanym przez niego tkaninom, ale
nie zadawał żadnych pytań, aby w miasteczku nie rozniosło się,
że policja interesuje się marynarką z samodziału.
Na margiensie dodam, że w latach 1992 - 2006 mieszkałem w Gatton
i wiem jak tamtejsza społeczność jest hermetycznie zamknięta dla
wszelkich przybyszów. Składa się ona z kilku grup osadniczych
przybyłych we wczesnych dekadach XIX w.: Niemców, Szkotów, Irlandczyków
i Walijczyków, czyli osób należących do zamkniętych w sobie, upartych,
twardych, podejrzliwych i mściwych grup etnicznych. Jeżeli społeczność
charakteryzuje się takimi cechami do dziś, łatwo sobie wyobrazić
jaka była ponad 100 lat temu. Rodzina Murphy, w której skład wchodziły
ofiary morderstwa, przybyła z Irlandii.
Pozwala to zrozumieć zmowę milczenia, jaka nastała już w pierwszych
dniach śledztwa. Łagodził ją i otwierał usta niektórym jedynie
fakt, że stan zwłok wskazywał na mężczyznę o olbrzymiej sile i
upodobaniach do brutalenego seksu. Rodzina ofiar (pozornie) nie
miała żadnych wrogów w okolicy i cieszyła się ogólnym szacunkiem
jako praktykujący, ciężko pracujący katolicy. W miasteczku powstało
więc silne przekonanie, że gwałtu i morderstwa musiał dokonać
ktoś obcy. Na nieszczęście policja poddała się wpływowi opinii
publicznej i poszła tym śladem, zaniedbując jednocześnie bliższe
zainteresowanie się mieszkańcami. Był to następny poważny błąd.
28 grudnia przed 6 rano przybyli aborygeńscy tropiciele: jeden
z Ipswich, jeden z oddalonego o 30 km od Gatton miasteczka Crows
Nest oraz sławny tropiciel z wyspy Fraser. Jednakże to co zastali
na miejscu zbrodni spowodowało, że opadły im ręce. Cały las był
nadal pełen szwędających się i dyskutujących ludzi, zaś leśna
ściółka i piach rozjeżdżony tysiącami śladów kół bryczek, kopyt
końskich i butów. Niemniej jednak tropicielom udało się znaleźć
narzędzie zbrodni - kawałek grubej gałęzi eukaliptusa typu "żelaznego"
ze śladami krwi i przylepionymi włosami oraz parę innych rzeczy:
kawałek rzemienia z uprzęży, w który wetknięty został wycinek
z miejscowej prasy zawierający nekrolog; płócienny, znoszony pantofel
w strumieniu, ślady kopyt niepodkutego kucyka wiodące równolegle
do śladów bryczki skrajem lasu i urywające się niedaleko polany;
oraz w dziupli powalonego drzewa stary, zardzewiały rewolwer.
Natomiast tropiciele nie znaleźli żadnych śladów wiodących z farmy
do drogi lub w jakimś innym kierunku przez las. Dziś można mniemać,
że szukali nie w tym kierunku co potrzeba. Szukali bowiem śladów
"obcego", który uciekał jak najdalej od Gatton, zamiast
szukać śladów kogoś, kto po dokonaniu czynu udał się do Gatton.
Nekrolog był zawiadomieniem o śmierci pewnej dziewczyny z Gatton,
która umarła razem z dzieckiem przy porodzie 26 grudnia 1896 roku,
czyli dokładnie dwa lata przed morderstwem. Ten strzępek gazetowego
papieru trzymała przez dwa lata w pudełku Nora w swojej sypialni,
ale w ostatnich tygodniach przed jej śmiercią zginął z pudełka
w niewyjaśnionych okolicznościach. Nora była przyjaciółką zmarłej
dziewczyny. Był to ważny ślad, za którym powinno pójść śledztwo,
ale w ferworze szukania "obcego" o seksualnych inklinacjach,
ślad ten zlekceważono. Znając nazwisko dziewczyny, łatwo było
przecież zainteresować się jej rodziną - jej ojcem i ewentualnymi
braćmi. Nie wyjaśniono również śladów kucyka, które były równie
świeże jak ślady konia i bryczki. Kucyków było niewiele w okolicy,
zaś jeden należał do ojca dziewcząt i Michaela. A przecież łatwo
było wysnuć konkluzję, że ktoś jadący na kucyku musiał być na
tej farmie tuż przed morderstwem, w czasie lub tuż po nim. Ślady
kucyka urywały się kilkadziesiąt metrów od polany. Tyle zanotowano
na podstawie zeznań tropicieli, ale nie ma żadnej informacji co
się dalej stało z kucykiem - czy wrócił tą samą drogą do bramy,
czy poszedł dalej, a jeśli tak, to dokąd. Być może tropiciele
stracili jego ślad, bo cały teren był pokryty innymi śladami.
Również stary płócienny pantofel z całkiem nowym sznurowadłem
był śladem, za którym nikt nie poszedł. Gdzie się podział drugi
pantofel? Kto wyrzuca jeden pantofel do strumienia i chodzi w
drugim? Jeden z policjantów stwierdził, że podobne sznurowadła
były w miejscowym sklepie, ale kto je kupował w ostatnich czasach,
sprzedawczyni nie pamiętała. Stary rewolwer od razu wykluczono
ze śledztwa, bo na pierwszy rzut oka widać było, że przez ostatnie
kilkadziesiąt lat nikt z niego nie strzelał.
Ile by nie było kucyków w okolicy, dlaczego nie zadano sobie trudu,
żeby sprawdzić ich ślady, a zwłaszcza tych, które nie były podkute?
Jeden z tropicieli powiedział, że jeśli będzie miał z czym porównać
ślady z farmy, niewątpliwie je rozpozna.
Nekrolog, okoliczności jego zniknięcia z pokoju Nory oraz jego
znalezienia na miejscu zbrodni powinien być kluczowym śladem.
Miasteczko bowiem wiedziało, że "autorem" zmarłego przy
porodzie dziecka był Michael Murphy uchodzącego za "ogiera",
który nie przepuścił żadnej dziewczynie. Jednakże ta wiadomość
wyszła na światło dzienne o wiele później, gdy śledztwo zostało
zakończone i niektórym mieszkańcom zaczęły się otwierać usta w
rozmowach przy piwie. Gdyby jednak wtedy zainteresowano się tym
kawałkiem papieru, pojawiłby się motyw zemsty, zwłaszcza że rodzina
Murphy w okresie dwóch lat od śmierci dziewczyny otrzymywała swego
rodzaju ostrzeżenia. Dwa razy ktoś podpalił im pastwisko zmuszając
konie do panicznej ucieczki oraz ktoś w nocy zarżnął im ogiera,
który został częściowo obdarty ze skóry i pozbawiony części płciowych.
Krążyły również pogłoski, że w miejscu, gdzie rodzina Murphy miała
grunty zanim przeniosła się w okolice Gatton, uczestniczyła w
pacyfikacji plemienia aborygeńskiego zamieszkującego tamte tereny
przy pomocy zatrutej mąki i innego jedzenia. Jeżeli te informacje
krążą w Gatton do dzisiaj, fakty te musiały być znane 100 lat
temu, lecz policja nie potrafiła, a może nie chciała przerwać
zmowy milczenia.
Jak ustalono rewolwer typu colt kaliber 380 posiadało wielu mieszkańców
Gatton i okolic. Miejscowy rusznikarz tylko wzruszył ramionami,
gdy go o to pytano. "Prawie wszyscy" - brzmiała
jego odpowiedź. Lecz gdyby śledztwo prowadzone było bardziej dyskretnie
i policja sprawdziłaby wszystkich posiadaczy takiego rewolweru,
być może znalazłaby mordercę lub przynajmniej jakieś poszlaki.
Na miejscu zbrodni znaleziono tylko jedną łuskę naboju obok bryczki,
co świadczyło, że koń został zastrzelony najpierw, a następnie
Michael. Jak wiadomo, w tego typu broni ponowne naciągnięcie kurka
po strzale przekręca bębenek tak, że naprzeciw lufy ustawia się
następny nabój, zaś zużyta łuska zostaje wyrzucona z komory. Po
zastrzeleniu konia morderca naciągnął kurek, strzelił do Michaela
i ponieważ nie było potrzeby następnych strzałów, nie naciągał
już kurka. A zatem, po tym ostatnim strzale łuska została na swoim
miejscu w rewolwerze i gdyby zainteresowano się bliżej tym faktem,
być może znaleziono by taki rewolwer.
Należy tu dodać, że 100 lat temu nie było takich technik śledczych
jakie mamy dzisiaj. Niewątpliwie miejsce zbrodni, bryczka, ubrania
ofiar i ich ciała powiedziałyby policji o wiele, wiele więcej
niż wtedy. Nie znano daktyloskopii, zaś balistyka i inne metody
badania broni palnej polegały jedynie na pobieżnych oględzinach.
Nie było genetyki i nie potrafiono nawet odróżnić krwi ludzkiej
od zwierzęcej. Von Lossberg nie miał nawet skalpela i pensety,
zaś obdukcję przeprowadzał gołymi rękami.
<< poprzednia
strona: 1, 2, 3,
4 następna>>
Skomentuj artykuł na forum
|
|