O pożytku z krasuli
Ospa prawdziwa variola
(nie mylić z wietrzną) - zabójca Indian i pogromca urody
wielu kobiet i mężczyzn, jest ostrą, wirusową chorobą
zakaźną z charakterystyczną wysypką na skórze. Wirus
ospy do ciała chorego dostaję się poprzez drogi oddechowe.
Okres wylęgania wynosi około 12 dni, w krańcowych przypadkach
- 6 do 22 dni. Początek choroby jest nagły, zwykle z
duża gorączka, bólem głowy i mięsni, dreszczami, wymiotami
i ogólnym wyczerpaniem. Pojawia się również wysypka
lub rumień. Czasem wysypka ma postać uogólnioną (tzn.
poszczególne krosty jakby "łączyły" się w
jedną). Jest to bardzo groźna prognoza - zwykle potem
występują objawy skazy krwotocznej i śmierć.
Rys. - "Ospa - charakterystyczna
wysypka"
Wysypka pojawia się około 4 dnia, towarzyszy
jej często subiektywne odczucie poprawy samopoczucia
przez chorego. W ciągu tygodnia płyn pęcherzykowy w
wysypce mętnieje i ropieje, tworząc krosty. Po około
10 dniach krosty zaczynają znikać, tworzą się strupy.
Często ospa pozostawia po sobie trwały ślad: blizny
szpecące przez całe życie. Ospa najczęściej atakuje
dzieci.
Najprawdopodobniej wirus ospy "zawdzięczamy"
udomowieniu zwierząt. Podejrzewa się, iż występowała
w starożytnym Egipcie, Rzymie, Chinach i Japonii. Pierwsze
pewne pisane źródło, to IX- wieczne dzieło Rhazesa:
"Traktat o ospie i odrze".
Fale Epidemii przetoczyły się od Azji, poprzez Afrykę,
Europę, aż do Ameryk, gdzie wirus ospy można uznać za
"broń biologiczną", która "wygrała"
wojnę białych z Indianami. Także w Europie w XVV-XVIII
wieku wymieniano ospę jako jedną z najczęstszych przyczyn
zgonów (głownie wśród dzieci). Śmiertelność podczas
epidemii wynosiła od 20 do 40 procent. Wiele osób traciło
wzrok.
Na ospę nie było i nie ma lekarstwa. Jak więc możliwe,
iż ten bezwzględny "morderca" minionych stuleci
obecnie uważany jest za wytępionego? Światowa Organizacja
Zdrowia ogłosiła w 1979 roku całkowitą eradykację ospy
prawdziwej.
Odpowiedź zacznijmy od uroczej lady Mary
Wortley Montagu, żonie angielskiego ambasadora
w Stambule. W roku 1717 zaraziła się w Konstantynopolu
ospą.

Rys. - "lady Mary Montagu"
Chorobę udało jej się co prawda przeżyć,
ale po legendarnej wręcz urodzie pozostało jedynie wspomnienie.
Przypadek sprawił, iż jej angielski lekarz Maitland
poprosił o asystę przy drugim porodzie lady Montagu
swego tureckiego kolegę, doktora Timoniego.
Wśród ludności Arabskiej dawno już praktykowano pewien
rodzaj "szczepienia" przeciw ospie. Ludzie
zaobserwowali, iż przebycie ospy uodparniało osoby chorujące
na powtórne zarażenie. Zrodził się więc pomysł, żeby
specjalnie zarazić mniej zjadliwą postacią choroby i
wywołać trwałą odporność. Lekarze arabscy wykonywali
więc małe nacięcia na ramieniu pacjenta i wcierali w
nie materiał z pęcherzyków ospowych.
Kiedy więc Timoni zobaczył ślady po przebytej ospie
na twarzy lady Mary, gorąco zaczął ją namawiać, aby
takiemu samemu procesowi uodparniania poddała swoje
pierwsze dziecko. Jakiś czas potem zaszczepiono także
drugą latorośl.
Niebawem cała rodzina, wraz z lekarzem, powróciła do
Anglii. Tam lady Mantagu stała się gorącą orędowniczką
procesu, który od łacińskiej nazwy ospy - variola, nazwano
wariolizacją. Wkrótce udało jej się namówić księżnę
Walii Karolinę, aby zaszczepiła swoje
dwie córki. Członkowie Królewskiego Towarzystwa
Lekarskiego udzielili zabiegowi swego poparcia.
Żeby wszystko nie wyglądało tak różowo,
wspomnieć trzeba, iż śmiertelność po zabiegu wahała
się w okolicach 12%. Pierwszy raz na dużą skalę zastosowano
wariolizację w Bostonie, podczas epidemii w roku 1721.
Śmiertelność wśród osób poddanych zabiegowi wynosiła
około 2,5 %. Wśród osób nie poddanych szczepieniu -
14%. Powoli praktyka przyjmowała się w krajach Europy
Zachodniej (duże znaczenie miała też śmierć Ludwika
XV, który zmarł w 1774 roku właśnie na ospę).