Prolog
Do czasów, kiedy spotkali się nasi dwaj pierwsi bohaterowie,
aby podglądać tego trzeciego, poglądy o tym jak trawi
żołądek można było mieć i owszem, ale dowieść ich niezbicie
bez promieni rentgena, ultrasonografii i takich tam?
Dlatego też powszechni wierzono, iż nosimy w sobie rodzaj
prasy hydraulicznej lub żarna, które mechanicznie mieli
i rozdrabnia pokarm. Nieśmiałe sugestie co poniektórych,
że może to czysta żywa chemia, były raczej wyśmiewane
i traktowane jak fantazja. Krótko mówiąc, brutalna siła
zamiast szalonego chemika. I wtedy Alex St. Martin dal
się postrzelić.
Początek historii o dziurze w żołądku.
06 czerwca 1822 dla Alexa był dniem pechowym. Martin
został przypadkowo postrzelony w nadbrzusze, po lewej
stronie. Rana od muszkietu była "...większa niż
wielkość dłoni człowieka..." Strzał pozbawił go
5 żeber, 6 złamał, wyrwał spory kawał dolnej części
płata lewego płuca, spowodował perforację przepony i
żołądka. Cała masa prochu wraz z fragmentami odzieży
zostały wbite w mięśnie i jamę klatki piersiowej. Krótko
mówiąc - Martin miał naprawdę wielką dziurę w brzuchu.
Przez otwór, na tyle duży, że można było włożyć palce,
sączyły się resztki żywności, które biedak spożył na
śniadanie Mimo, że Alex był zdrowym 28-letnim, zaprawionym
w trudach mężczyzną, nie dawano mu większych szans ze
względu na stopień jego rany.

Schemat obrażeń Alexa
Oczywiści wezwano lekarza. I oto na scenę
wkroczył Dr Beaumont ,opatrzył rany, ale nie zdołał
zamknąć otworu w żołądku na stałe. Wymyślił nawet sposób,
aby umożliwić podawanie choremu picia i jedzenia bez
uzyskiwanie efektu natychmiastowego wypadnięcia na podłogę.
Owinął pac jęta bandażami i folią. Ale nadziei nikomu
nie robił. Nie docenił jednak swojego pac jęta Martin
nie dość że umierać nie zamierzał , to jeszcze na przekór
medycynie wziął i wyzdrowiał. Ale przetoka w żołądku
mu została.
Narodziny związku trwalszego
niż romans
Alex St. Martin nie podołałby pracy trapera
z dziura w żołądku. Dr Beaumont zatrudnił go więc u
siebie, jako tzw. "złotą rączkę". Tym, którzy
teraz zachwycają się dobrym sercem lekarza pragnę donieść,
że bynajmniej nie z chęci pomocy bliźniemu. Otóż w doktorze
obudził się naukowiec - eksperymentator który na dodatek
znalazł idealnego i unikalnego królika doświadczalnego.
I na dodatek takiego, który nie mógł mu "podskoczyć",
ze względu na dług wdzięczności i niski stan społeczny.
William został pierwszą osobą, która mogła obserwować
trawienie w "naturalnym środowisku". Takiej
okazji przegapić nie mógł.
Eksperymenty doktora B.
Dopiero 1 sierpnia 1825, dr Beaumont
- teraz stacjonował w Fort Niagara - rozpoczął swoje
eksperymenty z St Martinem. Ogólnie mówiąc polegały
one na wkładaniu do żołądka Alexa różnego rodzaju pokarmu
przez dziurę w brzuchu, potrzymaniu go tam i oglądaniu
rezultatów działania soków żołądkowych, badając tempo
trawienia. Doktor mierzył też temperaturę wewnątrz żołądka
i ogólnie rzecz biorąc, obserwował, obserwował, obserwował.
Zaobserwował np. że kiedy Martin się złościł, wydatnie
wpływało to na szybkość trawienia. A złościć się było
o co, no bo wyobraźcie sobie, że ktoś wkłada wam do
żołądka ulubione danie, a potem bezczelnie zabiera z
powrotem. Niemniej ważne było też nadmierne zamiłowanie
Martina do "wody ognistej"
Ja ci uciekam, a ty mnie goń
Oliwy do ognia dolał fakt, że masz doktorek
charakteru anielskiego bynajmniej nie miał. Dziś określilibyśmy
go mianem bufona i pieniacza, wtedy było na to inne
słowo: wyższa sfera. W każdym razie Alex nie wytrzymał
i w kwietniu 1831 roku, Martin i jego rodziny wyjechali
do swojego domu w Kanadzie. Pod koniec 1832 roku, wziąwszy
urlop z wojska, William odnalazł ich i nakłonił Alexa
do powrotu. Eksperymenty rozpoczęły się na nowo, tym
razem w Waszyngtonie. Rok później Martin znów wyjechał
do Kanady, ze względu na śmierć jednego ze swych dzieci.
Miał wrócić w czerwcu, nie wrócił. Beaumont ponownie
go odszukał (tym razem w pogoń wysłał syna), ale Alex
się zawziął i nie wrócił. Nie zobaczyli się już nigdy
więcej. Kiedy Alexis Martin zmarł w St Thomas de Joliette,
Quebec w 1880 roku, jego rodzina nauczona doświadczeniem,
opóźniała jak mogła czas jego pogrzebu, tak by ciało
zaczęło się rozkładać, aby co ciekawsi lekarze nie zafundowali
mu "zmartwychwstania" w celu pokrajania na
kawałeczki. Na dodatek pochowano go w nieoznaczonym
grobie, osiem stóp pod ziemią. Krótko mówiąc - pełna
konspira.
I po co to całe zamieszanie?
W 1833 roku William Beaumont wydał swoje
obserwacje w ksiażce "Experiments and
Observations on the Gastric Juice and the Physiology
of Digestion." I tym samym zapewnił
sobie doczesne miejsce w panteonie "wielkich medycyny".
Wykazał raz na zawsze, że trawienie jest procesem chemicznym,
a nie mechanicznym (w większości). Trafnie też określił,
że sok żołądkowy składa się głownie z kwasu solnego.
Czy to ważne? Wyobraźcie sobie, że na bóle brzucha nie
ma Ibupromu, na zgagę Ranigastu, a lekarz każe wam np.
robić więcej skłonów, by wzmocnić mięśnie żołądka. I
oceńcie sami.